Sobotnie przedpołudnie przeszło do historii mojego życia, jako dzień, w którym pokonałem swój strach, oraz dokonałem chyba największego wyczynu swojego życia. Skoki tandemowe od zawsze miały w sobie ten trudny do zdefiniowania pociąg, który nęcił mnie od małego. Choć nigdy nie miałem lęku wysokości, a wspinanie się na góry, których wysokość przekraczała 3000 m.n.p.m było dla mnie dziecinną igraszką i niebywałą frajdą, to jednak wizja wyskoczenia z samolotu ze spadochronem przyczepionym do moich pleców paręset metrów nad powierzchnią ziemi zawsze wywoływała we mnie paniczny strach. W końcu jednak, tego przepięknego, słonecznego sobotniego poranka zdecydowałem się na spróbowanie swoich sił w spadochroniarstwie. Będąc jednak zbyt stremowany przed dokonaniem skoku indywidualnie, podjąłem decyzję, aby skoczyć wspólnie z instruktorem. Decyzja ta była jak najbardziej trafna, a sam lot był doznaniem bajecznym i niebywale wzniosłym. Ten dzień na trwale zakorzenił się w mojej świadomości, jako najwspanialszy moment mojego życia.